Tak zadane pytanie wydaje się absurdalne aż do śmieszności! Jak to – co to są zioła? Każdy wie, że są to rośliny o działaniu leczniczym. I w gruncie rzeczy taka odpowiedź jest zupełnie prawidłowa... ale czy pełna? Zasadniczo tak, z jednym zastrzeżeniem – jakie rośliny mamy na myśli, stosując tę definicję.
Można założyć, że spora grupa osób, zapytanych o rośliny lecznicze wymieni przynajmniej kilka gatunków. Zapewne będzie między nimi rumianek, lipa, mięta, dziurawiec, babka, mlecz... może jeszcze kilka, zapamiętanych z dzieciństwa. Prawdopodobnie znajdzie się wśród znanych ziół kilka roślin przyprawowych, tak modnych ostatnio (i dobrze!), o których głośno we wszystkich poczytniejszych periodykach. I co dalej?
Przecież nawet patrząc na apteczne półki widzimy wręcz zatrzęsienie coraz to nowych ziołowych kompozycji, najczęściej sztucznie przetworzonych, o nazwach mniej lub bardziej podobnych do nazw ziół. A skoro jest ich nagle tak dużo, to czyżby ni z tego ni z owego powstało tyle nowych gatunków roślin? A może nabrały nagle właściwości leczniczych, przez lata całe pozostając sobie zwykłymi chwastami, drzewami, warzywami, ozdobą ogrodów i parapetów?
Niech cię nie dziwi, drogi czytelniku, ani rodzaj wymienionych grup roślin, ani lekka nutka sarkazmu... Nie co innego jak modny popyt na „leki naturalne” skłaniają firmy farmaceutyczne do wyścigu o klienta przez wprowadzanie na rynek takich rewelacyjnych „nowości”, które dziesiątkom pokoleń służyły wiernie – i dobrze. Nowość to, zaiste, niebywała – bez ziołolecznictwa, najstarszej udokumentowanej dziedziny wiedzy, w ogóle nie byłoby medycyny!
Zaś co do tak różnorodnych grup roślin, kwalifikowanych jako zioła... żeby nie być gołosłowną, zaledwie kilka przykładów!
O chwastach była już mowa, choć jest ich nieporównanie więcej. Spośród drzew wymieniłam lipę – zróbmy jeszcze miejsce dla sosny, dębu, kaliny, kruszyny, jałowca, jabłoni, gruszy, kasztanowca, dzikiego bzu... jak widać, wliczam tu również krzewy.
Ogród warzywny to źródło kolejnej porcji „ziół” – marchew, pietruszka, seler, buraki, ziemniaki, koper, lubczyk (znany też jako maggi), rzepa, ogórki... można tak długo!
No a rośliny ozdobne? Voila! Róża, nagietki, maki, chabry, naparstnica, pierwiosnek, ostróżka, konwalia, piwonia... piękny bukiet wychodzi, czyż nie? A zapewniam, że niekompletny...
Z całej tej wyliczanki wcale nie ma wynikać czyjakolwiek ignorancja! Ani też jakaś hierarchia ważności czy skuteczności konkretnych roślin. Wymieniam je na chybił trafił. Rzecz w tym, że łatwiej zapewne byłoby wymienić rośliny NIE mające właściwości leczniczych, a przynajmniej zbyt słabe, by je wykorzystywać!
Istotną częścią odpowiedzi na tytułowe pytania jest także zakres, w jakim rośliny do celów zielarskich stosujemy. Nie zawsze bowiem jest to cała roślina – dużo częściej niektóre jej części. I znowu – możliwości jest ogrom! Korzenie, kłącza, łodygi, pączki, liście, kwiaty, owoce, nasiona... Niektóre spośród roślin dostarczają wyłącznie jednego surowca, inne wielu. Bywa i tak, że zakres działania różnych elementów tej samej rośliny znacznie odbiega od siebie. Jak choćby kwiaty i owoce dzikiego bzu lub róży...
Sądzę, że po całym tym wywodzie nieco mniej obraźliwie przedstawia się tytułowe pytanie tego fragmentu. Rzecz w tym, by, wybierając się na „Spotkania z ziołami”, mieć szersze rozeznanie, z jak ogromnym bogactwem mamy do czynienia! Tym bardziej, że wśród roślin nieznana jest „wyłączna specjalizacja”. Każda z nich posiada cały wachlarz oddziaływań, zaś powstające z nich mieszanki rozszerzają ten zakres jeszcze bardziej. Stąd, mówiąc o ziołach, lepiej mówić o harmonijnej współpracy z organizmem niż o leczeniu. Warto też pamiętać o sporej dozie pokory wobec potęgi Natury!
A’propos pokory – ważne napomnienie. Otóż szczerze radzę nie traktować beztrosko powiedzonka, że zioła nie zaszkodzą! Tak jak wszystko w życiu, stosowanie ziół wymaga rozsądku i dyscypliny. I mam tu na myśli nie tylko fakt, że wśród roślin wiele jest zwyczajnie trujących... znany mi jest przypadek poważnego zatrucia zupełnie zdawałoby się niewinną, pokrzywą! Jak zwykle – co za dużo, to niezdrowo.
Dla własnego dobra zaś warto poznać – gwoli rozróżnienia – rośliny mniej lub bardziej toksyczne. I raczej ich unikać...





<<<